środa, 23 lutego 2011

Podumowanie roku z opóźnionym zapłonem

Ostatnie kilka miesięcy miałam niejako "wyjęte" z życia, ale też jak patrzę na zesżły rok, to można powiedzieć, że przeszłam Himalaje doświadczeń. Szczególnie tych negatywnych.

W marcu jako rodzina przeżyliśmy napaść, prawdopodobnie w następstwie tego miałam później poważne zagrożenie ciąży, dwa krwotoki, 2 pobyty w szpitalu, zakaz chodzenia, nakaz całkowitego leżenia, w między czasie kosztowny system konsultacyjny Psychorady, który miał przynieść zyski, okazał się jedną wielką dziurą programistyczną i przez kilka miesięcy programista walczył z usterkami, by wyjść na prostą, zasoby na koncie skurczyły się do minus bardzo dużo ;), zachorowałam na cukrzycę ciążową, w której musiałam robić sobie zastrzyki z insuliny, kolejny pobyt w szpitalu, pierwsze wywołanie porodu zakończone cofnięciem z porodówki, kolejny tydzień na patologii ciąży, w końcu poród i do domu. Po 10 dniach znowu na 2 tygodnie z dzieckiem w szpitalu. Diagnoza wstępna zapalenie opon mózgowych i sepsa. Pobieranie płynu rdzeniowo-mózgowego, najgorsze w moim życiu godziny oczekiwania na diagnozę. W końcu ustalono zapalenie oskrzeli. W dalszej perspektywie astma.

Nie powiem, abym czuła się jakoś specjalnie przez to zahartowana. To co odróżnia moje podejście teraz od podejścia jeszcze z przed kilku lat, to to, że obecnie traktuję trudne sytuacje, jako zdarzenia do przejścia, na tej samej zasadzie co wdepnięcie w kałużę czy katar. Nie roztkliwiam się nad nimi. Idę dalej. Rozwijam się.

Nie wiem na ile to hart charakteru, a na ile brak czasu na roztkliwianie się nad życiem, ale zadaniowe podejście do wszelakich katastrof, ma tę niepodważalną zaletę, że brakuje czasu na pesymizm :)

1 komentarz:

160k pisze...

Zapomniałam nadmienić, że jeszcze w lipcu zalało nam mieszkanie i po 6 miesiącach od położenia podłogi, wyglądała falująco jak Karpaty ;)

 
Widget