czwartek, 21 stycznia 2010

Gdy zwątpisz...

Hey ma taką piosenkę co prawda o miłości dwojga ludzi, ale pewien wers można odnieść do wielu innych spraw dziejących się w życiu:
"Jeśli zwątpisz choć jeden raz..."
To co się stanie?

Układasz plany życiowe, edukacyjne, zawodowe, miłosne, czujesz wiatr w skrzydłach, wiesz, że to co robisz ma sens i co więcej, wiesz że uda Ci się.

A potem, niespodziewanie:
"Nagle coś drobiażdżek wręcz
Na manowce zwątpienia* wywiódł mnie"
(* w oryginale było złości, ale tekst jest na tyle uniwersalny, że stan ducha można sobie dowolnie zmienić :)

I co z tym zrobić?
Jak przekonać siebie, że zwątpienie jest chwilowe i ma na celu utwierdzić Cię w Twoich postanowieniach? Taki egzamin, z którego jasno wyjdzie czy naprawdę czegoś chcesz czy nie. Czy poddasz się i stwierdzisz, że faktycznie nie warto, czy też wyjdziesz zwycięsko z potyczki z samym sobą. Co przeważy - pasja czy realizacja rzeczywistości.

Oglądałam wczoraj ponownie (tak, tak, znowu miałam mądre przemyślenia ;) Aviatora. Coś co mnie mocno uderzyło w głowę, to świadomość, że wbrew wszystkim możliwym sytuacjom losowym, doradcom, rządowi, presji czasu, braku realnych środków finansowych i własnym obsesjom, nieugięcie dążył do tego co uważał za wartościowe i słuszne. Jest to pierwszy film, który oglądałam, pokazujący tak wyraźnie, że pieniądze są jedynie środkiem do celu. Celem zaś jest realizacja myśli, które powstają w umyśle. I nie ma żadnych barier, żadnych ograniczeń. Gdy człowiek zaczyna się angażować w działania, to krok po kroku będą się pojawiały kolejne rozwiązania, przybliżające do realizacji tego, co się chciało osiągnąć.

I niby większość ludzi to wie na poziomie racjonalnym. Jednak, aby myśl czy marzenie przerodziło się w namacalny rezultat, potrzebna jest pasja i bezkompromisowość.
Pasja, by móc ciągle być na haju własnych marzeń, a bezkompromisowość, by umieć przeciwstawiać się przeciwnościom losu w taki sposób, jakby były iluzją.

Chodzi o to, aby nie walczyć na siłę i wbrew całemu światu, po to by poobijanym i poranionym w końcu stanąć zwycięsko, ale w zmęczeniu i wyczerpaniu emocjonalnym. Celem jest wznieść się ponad pole bitwy i je minąć, nie ponosząc przy tym jakichkolwiek obrażeń.

Walka zarezerwowana jest dla tych, którzy realizują coś co uważają, że powinni w imię jakichś idei.
Wznoszenie się ponad, jest zaś zarezerwowane dla tych, którzy mają pasję i wiedzą, że walka ze "złym światem", tylko opóźni realizację ich marzeń.

Bardzo ważne jest, aby umieć odróżnić to od siebie.
Walka zawsze na końcu przynosi rany. Wznoszenie się na falach własnej pasji nigdy.
Bo nawet, jeśli się poobijasz, to nawet tego nie zauważysz. Po walce w sposób naturalny będziesz lizać rany i narzekać na zły los.

Bezkompromisowość, oznacza odrzucenie (a przynajmniej odłożenie na bok) tego wszystkiego, co oddala człowieka od realizacji marzeń.

I tu zaczynają się schody.
Bo, aby realizować swoje marzenia trzeba mieć na to przede wszystkim czas. A większość czasu przeciętnemu człowiekowi zabiera schemat funkcjonowania praca-dom-dzieci-praca-dom. Żyjąc w tak skonstruowanym kieracie, wygospodarowanie czasu na realizację własnego hobby może być trudne lub wręcz niemożliwe. Przez to ludzie najczęściej zaprzestają tkać własne życie w taki sposób w jaki by chcieli. Czasem robią to świadomie, wiedząc że życie jakie prowadzą, odbiera im to co kochają, a czasem są tak zaganiani, że nawet nie zauważają, że gdzieś, w swoim kiedyś porzucili swoje marzenia, dla polepszania egzystencji.

Na szczęście, zawsze można do tego wrócić :)
Przeważnie wystarczy tylko stworzyć plan działania i go zacząć realizować. Dla sympatyków Kaizen pominę senytencję Lao Tzu i napisze tak: Nawet najdłuższa podróż zaczyna się od jednego małego kroku ;)

W biografi S.Kinga zostało to świetnie pokazane - King, który mieszkał wtedy w żoną i bardzo chorym synkiem w przyczepie, pracował jako nocny stróż i był kompletnie pozbawiony środków do życia. Do tego stopnia, że nie miał nawet na lekarstwa dla syna. Po nocach, stróżując, po prostu pisał. Połączył pracę (dawała mu konieczny do pisania czas) ze swoją pasją. Jedną z tych książek, żona Kinga wysłała na konkurs literacki (o czym on sam nic nie wiedział), w którym zajął pierwsze miejsce, punktowane dość wysoką nagrodą finansową.

Jeśli brzmi to trochę, jak z bajki, to dobrze, bo ma tak brzmieć. Każde działanie, które z pasją powstaje w wyniku realizacji własnych naturalnych talentów, zawsze zostaje nagrodzone.

Inna spotykaną trudnością, jest niepewność, które z celów stawianych przed sobą wypływają faktycznie z nas samych, a które są wynikiem socjalizacji.
W tej sytuacji warto wrócić do dzieciństwa, tych lat z początków podstawówki i przypomnieć sobie, co wtedy lubiło się robić. To ważne, bo dzieci większość swoich pasji nabywają naturalnie. Dopiero potem są "ukierunkowywane" na rozwój "właściwych" umiejętności, dzięki którym będą lepiej zarabiać i mieć dobrą pracę.

To co lubiło się robić jako dziecko, jest nadal w człowieku, niezależnie od tego ile ma lat. To obszary, które są dla danej osoby naturalnymi źródłami pasji, bo przychodzą łatwo i sprawiają przyjemność.
Jeśli choć jedną z rzeczy, które w dzieciństwie była ważna zacznie się realizować, wtedy entuzjazm skutecznie przesłoni zwątpienie. A to przełoży się na zadowolenie i poczucie szczęścia z życia.

PS. Jeśli udało Ci się dojść do tego miejsca, to nie bój się zostawić komentarza :)

poniedziałek, 18 stycznia 2010

Najpierw chciałbym mieć pewność, że już zawsze będę z Tą osobą...

To zdanie usłyszałam wczoraj od znajomego, jako odpowiedź na moje pytanie, czy przymierza się powoli do tacierzyństwa. Niestety takiej pewności nie ma i nigdy nikt mieć nie będzie. Człowiek nie jest w stanie stwierdzić czy za 2 dni będzie miał katar, a co mówić o odczuciach, uczuciach i wyborach życiowych drugiego człowieka.

Większość z nas nie zna siebie w 100%, czy nawet w 60%, by zagwarantować, co zrobi dalej ze swoim życiem. Większość z nas nie wiem KIM naprawdę jest. Jedyne co może, to określać się na podstawie pełnionych ról społecznych: jestem kierownikiem w firmie X, znam się na branży Y, skończyłem studia z zakresu Z, jestem ojcem 2 dzieci, itd. Ale to są wszystko opisy tego, czym się dana osoba zajmuje, a nie tego KIM jest. Nikt nie rodzi się z wypisanym na czole stanowiskiem, które będzie czy wręcz powinien w przyszłości piastował.

Wiele osób porzuca swoje marzenia i pasje, zamieniając je (czy to za własną czy cudzą namową) na "zawód z przyszłością", "studia dające pieniądze" albo "gwarantujące dobrą pracę". To powoduje, że tak wielu ludzi pracuje w zawodzie, który (po chwilowym zachwycie) ich nie pociąga. Wręcz przeciwnie, budzi frustrację, niezadowolenie, apatię. Człowiek czuje, że to życie nie jest takie, jakie powinno, ale nie wie dokładnie czemu. Próbuje odnaleźć przyczynę w niesatysfakcjonującym małżenstwie, pracy, zbyt małej płacy, czy warunkach lokalowych. A prawda przeważnie jest zupełnie inna. Co więcej bardzo podobna dla większości ludzi. To brak pasji, która jest centralnym motorem napędowym życia.

Posłużę się wyświechtanym już (ale pasującycm :) przykładem Edisona i wynalezienia przez niego żarówki. Czy gdyby nie miał w sobie pasji, to czy poświęcił by wynalezieniu jej prawie 2 tysiace prób? Czy gdyby nie miał pasji, to stworzył by około 5000 opatentowanych wynalazków, z których 1093 wystawionych jest na jego nazwisko? Ileż innych wynalazków i prób ich tworzenia musiał stworzyć, by uzyskać 5 tysięcy patentów? Myślę, że spokojnie kilka razy więcej. Ta potrzeba parcia do przodu, nie poddawania się, realizowania swojego życia po swojemu, często wbrew logice, to właśnie pasja.
A tak na marginesie... betoniarka i lodówka to też dzieła Edisona :)

Zatem odrzucając swoje pasje, niejako odrzucamy siebie, stając się pionkami w trybikach społecznych wyobrażeń na nasz temat.

Stąd, gdy w związku międzyludzkim spotykają się dwa ludzkie wyobrażenia o sobie samych, na które nakładamy jeszcze wyobrażenia o naszym partnerze czy naszym związku idealnym, na samym początku znajomości, automatycznie zaczynamy go kończyć. Zanim się jeszcze zacznie na dobre.

Warto mówić o sobie, jak najwięcej, pokazywać się z każdej prawdziwej strony, nawet gdyby miało to być trudne i mieć przykre konsekwencje. Robić to dla siebie. Bo czy warto być z partnerm, który wyśmiewa to, co dla nas ważne? Naszą autentyczność? Zdecydowanie nie. Szkoda więc czasu na udawanie kogoś kim się nie jest, "bo życie przecież po to jest, aby pożyć", a nie po to by grać zaplanowaną przez kogoś innego sztukę o swoim życiu.

Dlatego, jedyne co pozostaje, to wierzyć, że będzie tak, jak pragniesz, że Twoje marzenia się spełnią. A będzie to możliwe tylko wtedy, gdy całym sobą uwierzy się, że to czego się chce, jest absolutnie możliwe :)

Jest tylko jeden haczyk - nigdy nie można przestać wierzyć.

środa, 13 stycznia 2010

Dlaczego ciągle trafiam na nie właściwych partnerów? - teoria alternatywna

Psychologia oczywiście wspaniale wyjaśnia, czemu wielu ludzi notorycznie "trafia" na niewłaściwych partnerów życiowych i czemu wiąże się z nimi i trwa w takich toksycznych związkach latami. Nie będę tych teorii oczywiście podważać, ponieważ na płaszczyźnie funkcjonowania społecznego są, jak najbardziej trafne.

Tym niemniej od dawna uważam, że jest jeszcze jeden aspekt tego zagadnienia i należy go rozpatrywać na innej płaszczyźnie. A konkretnie odzielić wymiar ludzki od energetycznego.
Od wielu lat wiadomo, że człowiek detektorem pól elektromagnetycznych bardzo niskich częstotliwości, czyli takimi piecykiem wytwarzającym energię. Im cieplej taki piecyk grzeje, tym więcej ludzi może się przy nim ogrzać. A wiadomo, że najchętniej ogrzewają się osoby najbardziej zmarznięte, ponieważ to im jest to ciepło potrzebne.

I tu dochodzę do sedna - im dany człowiek jest zdrowszy fizycznie i psychicznie, tym żywsza jego energia i tym mocniej jego energia będzie emitowała z ciała. Jeżeli człowiek jest stabilny czy silny w sferze psychicznej, to automatycznie posiada więcej energii. Im mocniejsza jest ta emitowana energia, tym mniejszy będzie jej wpływ zarówno na jej właściciela, jak i wszystkie osoby znajdujące się w jego pobliżu.

Taką osobę łatwo rozpoznać - czesto się o niej mówi, że ma jakiś magnetyzm w sobie, że przy niej ludzie czują się lepiej, że jest katalizatorem miłości, że jest dobrym człowiekiem, itp.

Dość zaskakująco widać to szczególnie podczas snu, w którym ludzie śpiący w jednym pomieszczeniu, nieświadomie zwracają swoje ciało w kierunku osoby o najmocniejszym polu energetycznym. To tak jakby zwracali się celem poopalania do niewidocznego słońca :)

Wracając do związków miedzyludzkich i to nie tylko miłosnych, ale wszystkich innych (towarzyskich, przyjacielskich, relacji pracowych) każdy z nas wyczuwa osoby z większym polem energetyczny od swojego i chce być w ich pobliżu, aby zwyczajnie się "ogrzać" czyli naładować swoje pole, potrzebną dawką energii. Nie ma w tym nic absolutnie złego.

Problem zaczyna się w momencie, gdy ktoś ma ewidentnie złe intencje lub zły charakter, i celowo chce zabrać energię i mieć monopol na korzystanie z niej. To zakłóca harmonię, ponieważ od razu wytwarza się dysporporcja w motywach biorcy i dawcy. Biorca bierze nieuczciwie, wyłącznie na swoje potrzeby, zakłócając przy tym fale emitowane przez innych. Dawca mając kontakt głównie z biorcą, zaczyna po jakimś czasie odczuwać negatywne skutki tej sytuacji. Czasami wręcz mocno podupada na zdrowiu, jest przygnębiony, przestaje odczuwać radość z życia.

Najmocniej ten mechanizm widać właśnie w związkach szczególnie miłosnych czy przyjacielskich, gdzie dwie osoby często i długo ze sobą przebywają. Ich energie nie mają wtedy wielu różnych źródeł odświeżania się, tylko są zdane głównie na siebie. Jedna zatruta, zatruwa drugą.

Warto przypomnieć sobie, ile razy odczuwało się ewidentnie złe samopoczucie, po wejściu do jakiegoś pomieszczenia czy domu, mimo, że chwilę wcześniej samopoczucie było normalne lub radosne. Albo odwrotnie - ile razy wchodziło się do jakiegoś mieszkania i od razu czuło super dobrze. To właśnie takie nieświadome wyznaczniki pokazujące dominujący rodzaj energii.

Poniżej załączam krótki test na ten temat, zaczerpniety z książki "Aura, czyli pole magnetyczne człowieka":
1. Czy zdarza. Ci się czuć wyczerpanym po przebywaniu w pobliżu pewnych osób?
2. Czy udaje Ci się łączyć określony kolor z daną osobą?
(np. Pani zawsze przywodziła mi na myśl kolor żółty.)
3. Czy kiedykolwiek trafnie przeczułeś, że ktoś Ci się przygląda?
4. Czy zdarza Ci się lubić kogoś lub nie, pozornie bez powodu?
5. Czy jesteś w stanie przeczuć, jak dana osoba się czuje, bez względu na jej zachowanie?
6. Czy zdarzyło Ci się przeczuć nadejście danej osoby, zanim ją zobaczyłeś?
7. Czy pewne zapachy, kolory lub dźwięki mogą Cię wprawić w zły humor lub odwrotnie, uspokoić?
8. Czy wyładowania elektryczne wprawiają Cię w nerwowy nastrój?
9. Czy czujesz, że niektórzy ludzie dodają Ci energii i ekscytują bardziej od innych?
10. Czy zdarzyło Ci się wejść do pokoju, w którym poczułeś się spięty i zły? Chciałeś wyjść czy zostać?
11. Czy zdarzyło Ci się zignorować pierwsze wrażenie o kimś, przekonanie, które w końcu okazało się słuszne?
12. Czy istnieją dla Ciebie różnice między pokojami? Na przykład, czy czujesz się inaczej w pokoju swojego brata/siostry niż w swoim?

Jeśli człowiek jest nieświadomy zjawiska przenikania się energii pomiędzy innymi osobami, tak długo będzie trwał w trujących relacjach. To właśnie tłumaczyć może powszechne stwierdzenia, że "dobry człowiek, a z taką zołzą się związał i zmarnował sobie życie, bo popadł w depresję" czy "czemu takie przykre rzeczy zdarzają się dobrym ludziom". No właśnie dlatego - że grzeją mocniej i nieświadomie przyciągają tych "zmarzniętych".

Takie właśnie nieświadome oddziaływanie na zmysły zostało świetnie przedstawione w "Pachnidle" w ostatniej scenie (ksiażka, film). Polecam zarówno przeczytać, jak i obejrzeć. Co prawda w "Pachnidle" chodzi o zapachy, ale spokojnie można sobie przełożyć ten rodzaj działania, na oddziaływania energetyczne.

Na koniec nasuwa się pytanie - skąd mam wiedzieć, że mnie ktoś wysysa z energii?
Po pierwsze - warto pamiętać o wlasnych odczuciach (np. tych poruszonych w teście), ale przede wszystkim trenować swoją uważność względem swojego samopoczucia wśród innych osób i miejsc. Przyglądać się swoim nastrojom, doznaniom, bólom, radościom - z kim lub z czym są związane.

Po drugie - będąc świadomym własnej energii i własnego oddziaływania na innych, eliminować kontakty z osobami i miejscami wpływającymi negatywnie. Gdy nie jest to możliwe, zamiast świadomie dawać się wysysać, warto z własnej nieprzymuszonej przekazywać energię pełną dobrych myśli dla danej osoby. Forma takiego przekazu jest dowolna, ale jeśli dana osoba koncentruje się na jakiejś szczególnej cesze, warto właśnie ją afirmować.
 
Widget