wtorek, 15 września 2009

Zrobiam remanent swojego życia...

...i nie wyszło jakoś tak idealnie, jakbym chciała :)

Zawsze moim największym marzeniem - już od czasów szkoły średniej - była praca w domu, we własnym domu, rodzina typu 2 rodziców i 3 dzieci, ze 3 koty, 2 psy, dużo ciekawych podróży, i wiele własnych pieniędzy na koncie. I nic się w marzeniach od tamtej pory nie zmieniło.

1. praca w domu (+)
- No ok, pracuje w domu już 3 rok i bardzo sobię to chwalę. Nigdy więcej jakiegokolwiek biura. Jednak znienawidzone przeze mnie dojazdy (ok 2 godz. wyjęte z aktywności) do pracy etatowej przez 12 lat sprawiały, że mimo wszystko w nich odpoczywalam. Teraz jak kończę pracę, to od razu staję się mamą i gospodynią domową. Wystarczy, że otworze drzwi z pracowni, a już jestem w mieszkaniu. To wbrew pozorom bardziej męczące od dojazdów, bo nie zapewnia ani chwili wytchnienia. Po prostu z jednej pracy do drugiej :) Ale nie bedę narzekać - postanowiłam przenieść pracownię do innej części domu (przerabiam garaż w tym celu) więc siłą rzeczy będę musiała wstać i z domu wyjść, przejść całe 2,5 metra, otworzyć "biuro" i w nim pracować :)

2. własny dom (+/-)
No jest własny, ale decydowanie za ciasny, bo dzielony z osobami trzecimi i biurem. Wszystko na kupie. Doszłam do wniosku, ze im większa ciasnota, tym mniej można znaleźć. Po 2 latach przestało mnie dziwić, że wieczorem kupuje sok, wkładam do lodówki, a rano go nie ma :) I analogicznie do pozostałych przedmiotów. Gdybym miała określić, jak się u nas meiszka to powiedziałabym tak: metraż pokoju, jak z hotelu robotniczego, gęstość ludzi, jak tuż po wojnie w jednym pomieszczeniu, drzwi właściwie można by wywalić, bo ciągle ktoś wchodzi, a ktos inny wychodzi, więc stanowczo przeszkadzają, poziom hałasu w godzinach porannej kawy i tuż przed 17:00 nie do wytrzymania ;) A nowy dom nieustająco od lat się buduje. Prace budowlane w postaci zbierania wszelkich papierów rozpoczęliśmy w 2004 roku. I tak sobie już 5 lat budujemy, a końca nie widać...  Ale mam nadzieję, że w ramach rozpoczętej pięciolatki skończymy ten etap życia z sukcesem :)

3. rodzina typu 2 rodziców i 3 dzieci (+/-)
No więc... rodzice są. I jedno dziecko. Więc teraz poproszę o bliźniaki. Lubię rozwiązania typu 2 w 1 ;)

4. 3 koty, 2 psy (+/-)
Koty były, ale tak jak to z kotami bywa jedne zdechły, a inne wybraly wolność. Na dzień dzisiejszy mieszka z nami wielka masywna kocica Matyldzia i jeden pies (nie mój osobisty niestety). Ale po przeprowadzce, która w końcu kiedyś nastąpi (!) przygarniemy jeszce psa i kota. O ile kotów mogę posiadać ilość hurtową, bo to zwierzęta, które same sobą się zajmują i z głodu nigdy nie padną, tak przy psie pozostanę jednym.

5. Dużo ciekawych podróży (+/-)
Kiedyś było. Potem zaszłam w ciążę, a potem 2 lata zajmowałam się dzieckiem, rozwijałam firmę i nagle się obudziłam z chronicznym przemęczeniem na granicy wycieńczenia. Teraz wiem, że 3 podróże w roku to konieczność, aby w  szaleństwach codziennej krzątaniny zachować zdrowe zmysły. Zatem w planach najbliższych jest Rzym i Wisła. Albo w odwrotnej kolejności. Najważniejsze, że zostało to zaplanowane.
W tym roku udało nam się kilka razy wyjechać poza miasto, odwiedzić Tatry i po nich połazić (sukces tegoroczny - Świnica 2301 m.n.p.m.) oraz zahaczyć o naszą ukochaną Jastarnię W najbliższej przyszłości spadamy na kilka dni odpocząć do Radomia.

6. Wiele własnych pieniędzy na koncie (-)
No, co jak co, ale z tym to zawsze jest problem. Potrafię każdą ilość pieniędzy, jaką zarobię ulokować w jakiejś budżetowej dziurze domowej typu nowa lodówka, stomatolog, buty dla dziecka, nowy garnitur dla męża, kosmetyczka i inne bajery dla mnie :) Zatem czas chyba zapisać się do szkoły zarządzania finansami. Albo przynajmniej poczytać przydatne poradniki o oszczędzaniu. Albo conajmniej mieć własnego doradcę finansowego rozsądnie patrzącego na te kwestie ;)
W każdym razie moje "wiele" nadal jeszcze  przede mną.

Podsumowując:
  • 1 + ufff - całe jedno zadanie zrealizowane :)
  • 4 +/ - czyli pół na pół lub w trakcie; czyli nie najgorzej bo zadania przynajmniej zostały rozpoczetre.
  • 1 - hmmm, pozostają tylko pieniądze do załatwienia. Podobno dorbiazg, bo leżą na ulicy. Muszę zatem się po nie schylić ;)
No to idę rozmyślać na kyórej ulicy jest ich najwiecej :)

Bo mógł!

Od dawien dawna, a właściwie odkąd zaczęłam w miarę dojrzale myśleć, czyli pewnie od jakiegoś 16 roku życia nurtował mnie pewien problem dotyczący ludzkiej natury. Wiele czytałam, studiowałam, uczyłam się. Szukalam nairozmaitszych wytłumaczeń, by zrozumieć motywy postępowania ludzi. Szczególnie tych negatywnych. Do dziś wpadam w tę pulapkę - psychologa detektywa.

Wczoraj po raz kolejny obejrzałam film "8mm". Mam ten dar (być może dla innych przekleństwo), że po obejrzeniu jakiegoś filmu, nawet takiego który bardzo mnie poruszył, za parę miesięcy nie pamiętam już ani fabuły, ani poszczególnych scen, ani tym bardziej zakończenia. Po prostu mam amnezję filmową, która powoduje, że potrafię wielokrotnie odkrywać i zachwycać się danym filmem. Tak też było i wczoraj. Według słów mojego męża "8mm" oglądałam z dziewiczym zachwytem po raz trzeci :)

Być może po to jest ten mechanizm, by dokładnie zrozumieć przesłanie jakie niesie film. I po to trzeba go obejrzeć wystarczającą ilośc razy, by wreszcie pojąć w czym rzecz. I wczoraj dokładnie zrozumiałam. A właściwie przypomniałam sobie pewną mądrość ludową - proste wytłumaczenia są zawsze najlepsze. Nie warto doszukiwać się głębszych znaczeń w patologiach.

Ostatnie słowa głównego mordercy z filmu:
Spodziewałeś się potwora? Jestem George. Ale pewnie już wiesz. Nie pojmujesz tego? Nie ma wyjaśnienia. Nie za pewnię ci spokojnych snów. Nie bito mnie, nic takiego. Mama mnie nie skrzywdziła. Tata mnie nie zgwałcił. Jestem, jaki jestem. To wszystko! Nie ma tajemnicy. Robię to (zabijam), bo lubię. Poprostu. Chcę tego.

I słowa z wcześniejszej sekwencji - to dialog pomiędzy osobą, która organizowała (O) makabryczne widowiska, a detektywem (D), który szuka sprawcy morderstw filmowanych na żywo:

D - Chcę z rozumieć! Po co mu był ten film?
O - Po co?
D - Tak! Po co? Po co?! Po co mu film.. o ćwiartowaniu dziewczyny?
O - Bo mógł sobie na to pozwolić. Było go stać.



To jest właśnie kluczowa kwestia - BO MÓGŁ.
Nie chodzi wcale o finanse, tylko o wolność jaką mamy w sobie. O wolność pojmowaną w indywidualny sposób. O wolność rozumianą jako "róbta co chceta". I dotyczy to każdego organizmu na tej planecie -  i ludzi i zwierząt. To co możemy, to robimy. Inni robią nam niemile rzeczy, bo im na to pozwalamy. Więc mogą.  Zwyrodnialcy dokonują wstrętnych często spektakularnych czynów, bo mają inne pojęcie norm społecznych lub je ignorują, a prawo i organy ścigania są niedoskonałe. Więc mogą. Porządni obywatele dokonują wstrętnych czynów, w imię tradycji, kultury czy religii. Bo mogą.

Mają możliwości, by robić to co chcą.  Dlatego tak ważny jest każdy sprzeciw na zło, które pojawia się w naszej obecności. Czy to małe zło czy duże. Tutaj nie powinno się nawet robić rozróżnień - bo złe zachowania zawsze są krzywdzące. Nie można powiedzieć, że małe zło mniej boli. Ciebie może tak, ale kogoś innego zaboli bardziej. Nie ma i nigdy nie będzie ujednoliconej definicji zła i jego odczuwania.

Zatem jeśli życie opiera się na wolnej woli, to można starać się codziennie czynić dobro. Nie próbować nawet rozumieć zła. Po prostu należy przyjąć, że niektórzy robią złe rzeczy "bo mogą" i starać się im przeciwdzialać i powstrzymywać. Każdy indywidualny sprzeciw ma znaczenie.

poniedziałek, 7 września 2009

Patrz i kochaj

Prawdziwy przyjaciel to ktoś przy kim możesz być całkowicie wolnym, być sobą i czuć. Albo, nie czuć nic. Akceptuje wszystko cokolwiek odczuwasz w danej chwili. Na tym właśnie polega prawdziwa miłość – pozwolić komuś być tym kim naprawdę jest. Z wzajemnością.

piątek, 4 września 2009

Co ma beztroska do supermarketu?

Zastanawiam się, kiedy nadchodzi taki czas, że okres beztroski mija i zaczyna się świadomie wchodzić wcodzienność skoncentrowaną na takich przyziemnych sprawach, jak rachunki, kredyty, o bowiązki, z których nijak nie da się wymigać (np. dzieci :), w dodatku nie mając o tym pojęcia. Ta dorosłość, którą sobie sami bierzemy na głowy w postaci wielu zobowiązań, czasami zaczyna przytłaczać i mamy skłoność do popadania w różnego rodzaju frustacje.

Kiedyś też tak się czułam i rozumowałam. Ale potem wpadła mi w ręce fantastyczna książka, dzięki której zrozumiałam, że wielość wszelakich zobowiązań czy duża liczba rachunków oznacza tylko tyle, że mamy możliwości do tego by wszystkiemu podołać. Że w swojej drodze życiowej jesteśmy w momencie, gdzie można i wręcz trzeba osiągnąć jeszcze więcej. Że mamy na to wpływ i możemy dowolnie modelować swoje życie, by ulepić je takim jakim chcemy, aby było.

Wiem, że wiele osób może nie zgodzić się ze stwierdzeniem, że "wszystko to co mamy sami sobie zawdzięczamy", ale dokładnie tak jest - zarówno w tych pozytywnych i negatywnych sprawach. To, że świadomie nie mamy intencji, by samemu sobie czynić źle, wcale nie oznacza, że z jakiegoś powodu podświadomie tego nie robimy. Tych powodów może być wiele - mogą to być zakorzenione wzorce z dzieciństwa, czy nabyte w młodości przekonania. Ale tym co je łączy, jest ich wpływ na nasze życie.

Kiedyś usłyszałam świetną metaforę - aby potraktować siebie, jak klienta, a swoje życie, jak koszyk zakupowy z supermarketu, wypchany po brzegi różnymi produktami. I zanim dojdzie się do kasy i zapłaci warto najpierw zastanowić się czy aby na pewno wszystkie te produkty są wybrane dla Ciebie. Czy kupując ketchup firmy X, kupujesz go bo faktycznie lubisz, czy dlatego, że reklama na Ciebie wplynęła, a może dlatego, że ktoś Ci powiedział, że to najlepszy ketchup, a Ty w to uwierzyłeś. Zacznij wyjmować, ze swojego koszyka wszysto to co nie jest w 100% Twoje, a znalazło się tam z powodu wpływu innych osób, nacisku mediów czy środowiska.

Wracając do Twojego prawdziewgo życia - zobacz co naprawdę zostanie w Twoim koszyku, gdy odrzucisz z niego wpływy innych, poglądy innych, nakazy innych. To co zobaczysz, to będzie Twoja naga istota. Ty prawdziwy. Bezbronny, bez otoczenia wszystkich niepotrzebnych gadżetów.

Czy jesteś gotowy spotkać się z samym sobą?

Dlaczego o tym piszę w piątek? - bo weekend to taki czas oddechu, gdzie po 5-dniowej krzątaninie wokół codziennych spraw, jest chwila czasu na zadumę nad sobą i swoim życiem. I czasami  bilans z tych przemyśleń nie wychodzi dodatni. I gdy zaczniesz myśleć negatywnie o swoich dokonaniach, pozwól sobie poznać siebie prawdziewgo. Sam przed sobą odrzuć wszystkie swoje pancerze i zobacz kim naprawdę jesteś. A jestem pewna, że ujrzysz dobrą, szczerą i autentyczną istotę, ktorą od razu pokochasz i będziesz chcieć o nia dbać, jak o kogoś najbardziej cennego na świecie. Tylko w pełni siebie akceptując możesz dalej żyć, ponownie czując beztroskę, bo przecież nie ma się czym martwić. Jeśli szczerze kochasz i akceptujesz siebie, to stajesz się naturalnie szczęśliwy. Nic Cię wtedy nie przytłacza. Każde zdarzenie życiowe obrócisz w pozytywne doświadczenie.

I tego serdecznie życzę każdemu człowiekowi. I sobie też ;)

czwartek, 3 września 2009

A jutro.... znowu piątek ;)

Kolejny aktywny dzień za mną. A właściwie prawie tydzień, bo jutro piątek czyli zaczątek weekendu. Posdtanowiłam już dawno, że w weekendy i wieczorami nie pracuję, bo taki morderczy tryb zycia wykańczał mnie jednak. Ale dla pracoholików mojego typu taka zasada działa tylko i wyłącznie wtedy, jak ktoś mnie przywiąże do kaloryfera w igloo na biegunie...

Tak czy siak w żaden weekend pracować już nie będę (no chyba, ze nastąpi wielki światowy kataklizm absolutnie wymagający mojej obecności) . Prosiłam nawet przyjaciółkę, że jak tylko usłyszy, że coś chcę robić w weekend, to ma mi po porstu dać w czachę czymś twardym :) I tak długo, aż sobie przypomnę zasadę o niepracowaniu, ktorą sama ustanowiłam.

Ale ponieważ w weekend nie pracuję, to właśnie już jutro, w piatek ruszy specjalna, ulepszona wersja IPZO z materiałami nagranymi na mp3 :)

Po stworzeniu metodami domowymi ekursu 21 kroków do udanej komunikacji zachwyciło mnie nagrywanie materiałów i teraz popadłam w amok nagrywania profesjonalnych mp3 z czytanym tekstem lektora i podkładem muzycznym w tle i w ogóle tak super PROfesjonalnie przygotowanych materiałów.

W ZPP z kolei  tyle się dzieje, że nie sposób nadążyć nawet mnie... tej która ten wielki szum w PP robi ;) Ale nic to. Jak dzieje się dużo, to dobrze. Rozwój jest zawsze o niebo lepszy od stagnacji.

Jak to się wszystko szybko zmienia...

Wczoraj po bieganinie po różnych serwisach społecznościowych, elearningowych oraz stronach przyjaciół dotarło do mnie, jak bardzo internet zmienił swoje oblicze, jak to się wszystko rozrosło. Takim szybkim skojarzeniem dla mnie był rozwój telewizji - kiedyś w zamierzchłych czasach był 1 program telewizji polskiej i szczęśliwi posiadacze odbiorników telewizyjnych wraz ze sproszonymi gośćmi zasiadali wokół niego  i oglądali nadawany program. Potem doszedł program drugi i telewizja regionalna. I nastała stagnacja. Ale tez każdy miał tę samą wiedzę i wyobrażenie o otaczającym świecie, bo oglądał to samo. Z konieczności czy też z braku innych opcji. W między czasie pojawiły się kasety video cały naród zaczął masowo wypożyczać filmy video. Potem pojawiły się telewizje komercyjne, kablówki i się zaczęło.... W tej chwili ilość dostępnych programów jest wyjątkowo duża i szanse, że ktoś ogląda te same chociażby programy informacyjne są mniejsze, niż w dobie Dziennika Telewizyjnego.

Tę sama drogę rozwoju przeszedł w Polsce internet. Obecna różnorodność miejsc do odwiedzenia jest imponująco duża. Nie sposób być na bieżąco we wszystkim. I to jest bardzo dobra wiadomośc, dla wszystkich którzy chcą mieć swoją enklawę w internecie, bo wielka różnorodność tematów i miejsc powoduje naturalne powstawanie specjalizacyjnych niszy. O ile kiedyś niszą był temat np. e-biznesu, tak teraz niszą może być maleńki wycinek tego tematu, skoncentrowany wyłącznie na 1 metodzie działnia. Analogicznie zadziała to w każdej innej dziedzinie.

To oznacza, że ilość nowych ekspertów w wąskich mocno wyspecjalizowanych dziedzinach będzie wzrastać. A im szybciej tym lepiej, bo to zapewnia rozwój wszytskim zainteresowanym stronom :)

środa, 2 września 2009

Nie jestem typem blogera...

...a to oznacza, że trudno będzie się połapać w chaotycznie rozrzucanych czasowo wpisach, jak również ich treści ;) Ale co zrobić, taki już mój urok osobisty :)
 
Widget