piątek, 27 listopada 2009

Czas pracy dla opornych

To, że jestem pracoholikiem nikogo już nie dziwi. A najmniej mnie samą, ale... dopiero od wczoraj. Zanim napiszę dokładnie o co chodzi, wrócę do mojego ulubionego tematu, jakim jest niszczenie starych, wgrywanych latami przekonań. Przekonania te mogą dotyczyć każdej absolutnie dowolnej cechy danej osoby.

W filmie, który wczoraj oglądałam "Millenium, mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet" główna bohaterka robi wszystko, by być wierną swojej zasadzie "nigdy się nie zakochiwać", ze względu na krzywdy jakich doznała od swojego ojca ona sama, jak również jej matka.  Nieważne, że spotyka "właściwego" faceta, pozbawionego złych intencji, nie zadającego zbędnych pytań, akceptującego jej poglądy. Nie mogąc wyzbyć się zakotwiczonego przekonania, po prostu odchodzi. Pozbawia siebie szansy na ubranie w nową jakość swojego życia.

Każdy człowiek staje wielokrotnie w ciągu swojego życia przed takimi dylematami - zmienić pogląd czy być im wiernym? Co jest lepsze - trwanie w znanym schemacie, w którym wiadomo co się wydarzy (np. zawsze trafiam na niewłaściwych facetów", "ludzie w z którymi pracuje zawsze są wredni", "będę beznadziejnym ojcem", itd.) czy zaryzykować i zmienić schemat na taki, jakim chciałoby się go widzieć.

Niezależnie od decyzji, którą się podejmie, problem ze schematami jest taki, że najpierw trzeba je zauważyć.
I to jest dopiero niezwykłe, bo tak długo, jak długo dany człowiek nie jest gotowy, by zauważyć swój schemat, po prostu go nie zauważy. Nawet, gdy wiele osób w różny sposób będzie zwracać mu na to uwagę. Po prostu ślepota mentalna. NIC nie jest w stanie ujawnić schematu, dopóki człowiek, nie będzie gotów na to by go zauważyć czy usłyszeć.

Powody tego, że schematy są tak mocno wgrane w nasz zespół zachowań, wynika z mocnego oddziaływania osób dla nas ważnych, na te obszary psychiki, ktore uważamy za najważniejsze. Im mocniejsze oddziaływanie, tym większa fiksacja schematu zachowania.

Nie wiem co konkretnie aktywuje początek niszczenia schematów - w sensie jaki bodziec musi zadziałać, aby dany schemat był przez naszą psychike wzięty do ponownej obróbki, bo to jest indywidualna oddziaływanie dla każdego człowieka. W moim przypadku (dla każdego ze schematów) jest wyrażenie zgody na dokonanie się zmian. Mówiąc wprost odpuszczenie danego tematu. Im więcej się odpuszcza, tym więcej schematów zostaje uwolnionych. Można to porównać do latwca - póki jest trzymany przez kogoś na lince, tak długo jest związany ze swoim właścicielem. Właściciel zaś, męczy się biegając i szukając właściwych ustawień latawca, by wiatr mógł wykonać swoją robotę, a latawiec pieknie latać. W ten sposób 3 podmioty są zaangażowane w trwający proces. Dopiero puszczenie latwca wolno, powoduje jego piękny, wolny lot, w którym dobrowolnie pomaga mu wiatr. Właściel zaś latawca dopiero teraz może zacząć cieszyć się lotem latawca, bo dopiero teraz jest wolny od troski, mającej na celu zapewnienie latawcowi optymalnych warunków do latania. Dopiero teraz może dostrzec jego piękno. Odpuszczając, uwalniamy się od ograniczeń.

Ale oczywiście jest pewien haczyk - to uwalnianie się wcale nie ma miejsca na poziomie świadomym, ale nieświadomym czy podświadomym. I tutaj dopiero zaczyna się cała trudność, bo nawet jeśli dana osoba uświadomi sobie na poziomie racjonalnego myślenia, że jej własne zachowanie, jest skierowane przeciwko niej samej, nie oznacza to, że przestanie je wykonywać.  Zaczyna się taki dualizm psychiczny - świadome przekoanie o złych skutkach danego działania, stojące w opozycji do wgranego przekonania, bazującego na emocjach i uczuciach. Tak długo, jak nowe przekonanie nie zakorzeni się na stałe w świadomości, tak długo nie będzie możliwe dokonanie zmiany.

Z tego właśnie powodu, uważam pracę nad sobą i własny rozwój osobisty, za nadrzędne zadanie na całe życie.  Uwolnienie jednego schematu, powoduje przejście do kolejnego. I tak nieskończoną ilość razy - różną dla każdego z ludzi.

Wracając do mnie... Zostałam wychowana w kulcie pracy i nadal się z nim utożsamiam. Żeby było śmieszniej swoją przygodę z łamaniem tego poglądu rozpoczęłam kilka miesięcy temu od filmu "Królestwo niebieskie" i cytatu, jakie w kuźni głównego bohatera wisiał na ścianie "Czymże jest człowiek, który nie umie ulepszyć świata?", co więcej idealnie wpasowujący się w filozofię Opus Dei :) Zatem religijne przesłania rozpoczęły w moim umyśle, proces dokonywania się zmiany ilości czasu pracy. Oczywiście na poziomie nieświadomym.  Potem słyszałam informacje od znajomych "nie ważne ile czasu będziesz pracować, ważne są efekty Twojego działania", ale i tak tkwiłam w wielogodzinnym czasie pracowania. Co więcej na własną prośbę, bo nikt mnie przecież do tego nie zmuszał.

Już jako dziecko słyszałam wypowiedzi osób z najbliższego otoczenia o moim dziadku, który był tytanem pracy. Miał warsztat robiący części do motocykli, dwa sklepy w centrum, uczył w szkole dla chłopców, przygotowującej ich do posiadania praktycznego zawodu. Dziadek był tak zapracowany, że nie mial czasu na nic. Pracował, aby jego rodzina miała jak najlepiej. Wysyłał żonę i córkę do teatru, opery i zapewniał im inne rozrywki, ale sam siedział w warsztacie i ulepszał swoje produkty. W tamtych odległych czasach teatr nie był ogólno-dostępną rozrywką, nielicznych było stać, by pójśc na spektakl. Córka dziadka, czyli moja ciotka, przejęła po nim pałeczkę. Pracowała po 14 godzin jako stomatolog w swoim gabinecie. Zarówno dziadek, jak i ciotka byli powszechnie szanowani, czy mówiąc ówczesnym językiem "uważani".  Oczywiście praca dawała im wynagrodzenie, mogli pozwolić sobie na różne aspekty cieszenia się efektami swojej pracy, ale... tylko w tych maluteńkich chwilkach, gdy mięli na to odrobinę czasu. Jednak do kanonu legend rodzinnych weszło przekonanie, że tak wygląda godne życie. Moja mama na tej podstawie karmiła mnie przekonaniami, że dzięki wielogodzinnej pracy, ludzie zaczynają szanować człowieka i się z nim liczyć (abstrahując od korzyści finansowych). Jako przykład podawała mi oczywiście dziadka i ciotkę, ale również swoją serdeczną przyjaciółkę, która po 14 godzin pracuje w swoim gabinecie, i jeszcze ma chęć i czas pracować charytatywnie. W dodatku mamay przyjaciółka była i jest najsympatyczniejszą osoba, jaką zdarzyło mi się spotkać w swoim życiu. Zawsze ciepła, uśmiechnięta, majaca dla mnie czekoladki albo inne drobiazgi. Chciałam być taka wspaniała, jak ona. W między czasie dość duze wrażenie wywarła na mnie książka "Przeminęło z wiatrem", gdzie mimo wielu przeciwności losu, Scarlet potrafiła zadbać o siebie i swoją rodzinę finansowo. Wtedy nieświadomie wgrałam sobie kolejny schemat, jakże pasujący do tej filozofii - "moja rodzina nigdy nie będzie głodna". Tak odbył się proces aktywizacji schematu - trwał jakieś 12 pierwszych lat mojego życia. Potem była już tylko realizacja schematu - dodatkowe zajęcia po szkole, dodatkowe prace by mieć więcej kieszonkowego, dodatkowe działania społeczne, dodatkowy kierunek studiów (bo jeden to stanowczo za mało), zero wakacji, bo zawsze są ważniejsze sprawy, zero kupowania sobie czegokolwiek dla przyjemności (wszystko musialo mieć praktyczny powód), myślenie kategoriami "jestem minimalistką, więc nie potrzebuję wiele", itd. Realizacja schematu to kolejne 20 lat...

Co z tego, że całe życie chciałam być niezależna finansowo i czytałam tomiska książek o bogaceniu się. Przecież miałam wgrany pułap minimalistycznej osoby zacharowującej się dzień w dzień, by mieć na jedzenie dla rodziny. Nie na jacht i wyprawy dalekomorskie, ale na jedzenie. No i jak to się ma do obrazu stylu życia chociażby bogatych ludzi z "Dynastii"? :) Absolutnie nijak.

Smutne? Ale jakże prawdziwe. Co więcej każdy człowiek przechodzi identyczną drogę, różnicują nas tylko tematyki wgranych schematów i metody ich realizacji. Poświęcamy swoje życia, by realizować cudze przekonania. Unieszczęśliwiamy się nie wiedząc o tym. Więc, jak tylko zobaczysz jakiś schemat, to prześledź go na zasadzie "po nitce do kłębka" i koniecznie go zlustruj. Nie ma innej drogi do osobistej wolności.

Ja już wiem, że nie ma powodu, abym tak dużo pracowała. Lepiej skupiać się na ideach i cieszyć swoim życiem. Amen ;)

1 komentarz:

kalma pisze...

Dodam tylko, ze ludzie przewaznie duzo pracuja, poniewaz skupiaja sie na samej pracy, a nie na efektach.

Wiec wydaje im sie ze sa tacy super, a otoczenie tego nie zauwaza, wrecz odwrotnie - jesli efekty nie sa idealne, to ludzie na okolo widza tylko te slabe efekty.

Malo kogo interesuje ILE pracujesz, ale wielu ludzi interesuje jakie masz efekty.

 
Widget