środa, 2 grudnia 2009

Wszystko na raz...

Podobno nieszczęścia chodzą parami. Ale to jest akceptowalne, bo wiadomo, że jak padnie pralka to chwilę później zmywarka. Albo, że jak lapek się zawiesi informacyjnie 28 razy, a ja nie zdąże się zbekapować, to wszystkie dane będą miały status "przeminęło z wiatrem".

Ale... para to jeszcze nie całe stado.
A mnie właśnie dopadło stado dzikich zmian, które w sobie oswajam w ostatnim czasie. A doba się bynajmniej nie wydłużyła. Właściwie to w ciągu ostatnich 2 tygodni przewartościowałam (który to już raz :)) swoje życie i doszłąm do wniosku, że czas na kolejną modernizację (brzmi lepiej i bezpieczniej niż zmiana).
Zmian się bać nie wolno, tak samo jak niczego innego. To naturalny stan rzeczy, że czasem coś jest, a czasem zanika. Że na miejsce starego, pojawia się nowe. Że trzeba zamknąć jedne drzwi, aby móc otworzyć drugie.

Ważne są motywy dokonywania tych zmian. Pamiętam, jak we wczesnej podstawówce jeden z kolegów dał mi wspis w pamiętniku o nastepującej treści "gdy nie masz dla kogo żyć, żyj na złość innym". Było tak różne stwierdzenie od tendencyjnych "na górze róże, na dole fiołki", że mocno wryło mi się w pamięć. I wiele spraw w życiu załatwiałam na tej zasadzie - z tym, że zamienialm sobie "na złość" na "wbrew" innym, bo i wtedy i teraz uważam, że życie ze złymi intencjami względem siebie czy innych się po prostu nie sprawdza. W każdym razie "wbrew", a w domyśle wbrew  przeciwnościom losu i ludziom złym, wiele lat determinowała moje działania.  Takie prywatne "Ja Wam pokażę". Nie moglam pojąć, że można żyć dla siebie, dla własnej przyjemności i szczęśliwości. To było wiele długich trudnych i naznaczonych dużym stresem, napięciem i złym samopoczuciem lat. I znowu wracam myślami do "Przeminęło z wiatrem", którym zaczytywałam się w podstawówce. Tam z kolei była taka fraza, jak Scarlet, porzucona przez Reta w chwili, gdy go najbardziej ppotrzebowała już po ucieczce z płonącej Atlanty, ciągnęła wóz, ze znienawidzoną przez siebie Mel i jej syniem i ichwspólną służącą "Jeszcze tylko kilka minut dźwigać będę ciężkie brzemię, ciężkie brzemię, które nigdy nie zelżeje".

Naprawdę, to co słyszymy, to czego słuchamy , a więc piosenki, słowa innych ludzi, głos z radia i tv mają ogromne znaczenie dla psychiki. Nigdy nie wiadomo, które z niszczących twierdzeń, zacznie w nas kiełkować. Słuchanie innych to odważne dzialanie, ale mało kto daje sobie z tego sprawę. Jeszcze mniej osób zdaje sobie sprawę jak wielką moc ma wypowiedziane słowo i jak uwaznym należy być, by  nie skrzywdzić innych. Ta zasada dotyczy wszystkich ludzi na Ziemi - nie tylko małych dzieci i ich rodziców. Uważność we wzajmenym komunikowaniu się jest wyjątkowo ważna.


Przypomniałam sobie o tym przez przypadek, oglądając (no bo przeważnie mam olśnienia na filmach) kolejny odcinek z 4 chyba serii House`a, w którym Amber mówi - w moim wolnym tłumaczeniu:

"Wiele lat żyłam myśląc, że można mieć albo szacunek albo miłość, ale nigdy tych dwóch rzeczy razem. Przy Wilsonie zrozumiałam, że można to połączyć. I dlatego nie muszę już o nic zabiegać".

U jednych właśnie chodzi o szacunek, u innych o przetrwanie w świecie, u jeszcze innych o prestiż i posiadanie. Ale za każdą z tych cech kryje się ta jedna, ta najważniejsza: MIŁOŚĆ i jej wiele odmian, z których najważniejszym jest  - miłość do siebie samego. Zrozumienie tego sprawia, że wiesz kim jesteś, wiesz po co jesteś na Ziemi, wiesz dokąd należy zmierzać. Kochając siebie patrzysz na innych dobrotliwie, z czułością i miłością. Bo już możesz. Miłość do siebie uwolniła Cię od potrzeby walki. Jeśli nie czujesz konieczności walki, to zaczynasz posługiwać się narzędziami związanymi z niewalką, czyli dobrą strona mocy.

U mnie zmiana nastąpiła w bliżej nioeokreślonym czasie, ale ta zmiana jest na tyle mocna, by wpływać na każdy inny obszar życia. I tu jest właśnie haczyk... to jedno stwierdzenie z pamiętnika dziewczynki z podstawówki, zdeterminowało moje życie na prawie 2 DEKADY - myślenie, postrzeganie, światopogląd, a co najważniejsze -  na dzialania, które robiłam i w których trwałam.

Każdy człowiek ma minimum jedno takie przekonanie siedzące mu pod skórą, które nie daje się niczym wyplewić, bo jest tak mocne, że stało się naszą drugą skórą, naszą naturą, naszym JA. Zmiana takiego poglądu trwa dosłownie, kilka sekund - nagle po prostu TO wiesz. Ale cały proces Twojego "oświecenia" może zająć lata. I jak już nastąpi, to zamiast hucznego balu na swoją cześć, masz w prezencie worek Pandory z całą masą spraw i spraweczek  do przewartościowania.
I znowu... olśnienie trwa ułamki sekund, ale aby do nich dojść dla każdej ze sparw i spraweczek może zająć lata. A może i całe życie :) - co akurat jest dobrą wiadomością, bo przynajmniej będzie się coś interesującego wokół Ciebie działo :)

Mnie właśnie dopadło całe stado dzikich zmian, które już jakis czas bezskutecznie oswajałam i w końcu mam wrażenie, że oswoiłam na tyle, by zacząć je kolejno ujeżdżać. Wiem, że się uda. Wiem, że to właściwy czas. Wiem, że tak ma być. Wiem, że tak chcę.

2 komentarze:

kalma pisze...

"Change (Vinnie Jones Intro)"

You see I know change
I see change
I embody change
All we do is change
Yeah, I know change

We are born to change
We sometimes regard it as a metaphor
That reflects the way things ought to be

In fact change takes time
It exceeds all expectations
It requires both now and then
See although the players change
The song remains the same
And the truth is
You gotta have the balls to change

160k pisze...

Ładne i prawdziwe :)

 
Widget